Andrzej Jagodziński Trio

W hołdzie wolności

Polskie Radio 2015-11-06
Autor: Tomasz Nowak
Ocena:

O wolności w rytmie jazzu

Na rok ubiegły przypadły obchody 15. rocznicy istnienia Instytutu Pamięci Narodowej. Obfitowały one w rozmaite wydarzenia, także natury artystycznej. Jednym z nich był koncert „W hołdzie wolności” znakomitego Andrzej Jagodziński Trio i zaproszonych przez nie gości.

Zapis występu, który odbył się w studio Polskiego Radia 25 czerwca 2015 roku, wydany został także na płycie. Przynosi ona dawkę piosenek i pieśni kojarzonych głównie z walką o wolność na przestrzeni ostatniego wieku. Wszystkie zestrojone zostały na jedną, swingującą nutę.

Program koncertu ułożono chronologicznie według dat powstawania poszczególnych utworów. Tak więc na początek mamy „Preludium e-moll” tęskniącego za krajem Chopina. Jazzowy anturaż wnosi do niego powiew świeżości i na pewno spodoba się fanom wcześniejszych, chopinowskich nagrań Jagodzińskiego. Ortodoksi mogą jednak kręcić nosem.

Dalej dokonujemy przeskoku w wiek XX. Swoją reprezentację mają tutaj czasy I i II wojny światowej, dwudziestolecie oraz chylący się ku zmierzchowi komunizm. Jako że są to w większości utwory o sporym ładunku zadumy, z proponowanymi im przez Jagodzińskiego interpretacjami jazzowym często im po drodze. „Wojenko, wojenko” czy „Piosenka o mojej Warszawie” w takim aranżu brzmią nie tylko bardzo przyjemnie, ale nawet bardziej refleksyjnie.

Stylizacja nie narusza integralności oryginalnych melodii, dotyka natomiast tempa. „Pałacyk Michla” dowodzi jak ważna to kwestia. Cała energia tego kawałka opiera się na jego marszowej werwie, która niknie w chwilach zmian dynamiki. Jednak najsłabiej pod tym względem wypada „Nim wstanie dzień”. Senna wersja całkowicie rozmyła nerw piosenki, która pierwotnie porywała przecież także niespiesznym, ale żywo akcentowanym rytmem.

Swojsko wypada instrumentalny medley „Teraz jest wojna/Warszawo ma”. Delikatny akordeon rysuje bez słów klimat okupacji i nasuwa obrazy utrwalone po wsze czasy chyba przez film „Zakazane piosenki”. Wszelkie wstawki odbiegające od prostej melodii hiszpańskiego standardu tylko ubogacają całość, którą pięknie puentuje dramatyczna fraza z „Warszawo ma”, łamiąca „zanadto wesołkowaty” klimat wcześniejszej melodii.

Ciekawie wypada ragtime'owa „Jędrusiowa wola” ze scatowym ozdobnikiem. Z kolei niełatwe „Dęby” za sprawą Anny Stankiewicz zyskują to, co teksty Kaczmarskiego lubią najbardziej ‒ wyrazistą interpretację popartą dobra artykulacją.

Po przesłuchaniu „W imię wolności” przychodzi jednak pewna niepokojąca refleksja. Nostalgiczna coś wciąż ta nasza wolność. Nadal więcej znaczy walka o nią niż umiejętność radowania się jej pełnią. Rozpamiętywanie dramatów zdecydowanie przeważa nad zachwytem osiągnięciami czy sukcesami. Dlatego za mało w tej wolności życia, uciechy. Za mało dumy, a zbyt wiele zadumy. Nie, nie potrafimy się nią cieszyć i pewnie dlatego tak wielu wydaje się ona dziś mało atrakcyjna i niewiele znacząca.